Zapewne znacie takie powiedzenie,
że co dwie głowy to nie jedna? A trzy głowy to... na pewno lepiej niż dwie,
więc per analogia, książka spłodzona przez trzech autorów musi być wyjątkowa.
Dzisiejsza recenzja będzie zatem dowodem na powyższą teorię, chociaż myślę, że
po jej przeczytaniu dojdziecie do wniosku, że to założenie obroni się
samo.
Jak to w
życiu, czas niezmiennie nas goni, więc dziś zajmiemy się sprintem. A precyzując
"Sprintem" autorstwa Piotra Kuzio, Marcina Majchrzaka i Grzegorza
Sudera. Wbrew domysłom nie będzie to książka z dziedziny kultury fizycznej, a
jej temat przewodni oscyluje zdecydowanie bliżej świata wirtualnego i
urządzeń bez których nie da się już egzystować. Sprint w znaczeniu użytym w
książce odbiega nieco od ogólnego wyobrażenia większości z nas, ale autorzy już
na początku wyjaśniają z czym mamy to słowo kojarzyć.
Książka ta,
to nic innego jak kryminał. I choć mogłaby stanowić klasę samą dla siebie, to
ponieważ nikt nie wymyślił jeszcze innej terminologii, pozostaniemy przy tej
kategorii. To kryminał skonstruowany według najlepszych receptur, a żadna
takowa nie istnieje przecież bez właściwych składników. Mamy tu zatem
morderstwo, śledztwo, intrygę, podejrzanych, morderstwo i kilka obłędnych
zwrotów akcji, dzięki którym nasze myśli skaczą niespokojnie i nijak nie
da się zgadnąć wcześniej, kto jest sprawcą. Tak dobrze przeczytaliście i to nie
pomyłka, bo faktycznie są dwie ofiary morderstw, co do zaistnienia, których nie
mamy wątpliwości. I to jedyna pewna rzecz w moim stwierdzeniu, bo pierwsza
część zdania, nie do końca jest prawdą...ale żeby Wam za dużo nie zdradzić, i
tym samym w perfidny sposób odrzeć z przyjemności lektury, więcej nie
doprecyzuję.
Wyjaśnieniem
tajemniczej śmierci młodego informatyka Nikodema de Bugaja, którego ciało
znaleziono pośród nieznośnie szumiących serwerów zajmują się podinspektor
Skalski i komisarz Walczak. Te stare policyjne wygi nie jedną sprawę już
rozwiązały z powodzeniem, jednak tym razem istnieje ryzyko, że na klawiaturze
komputera mogą połamać sobie zęby. Ta sprawa wymaga bowiem specjalistycznej
wiedzy, więc wyjątkowo są skazani na młodą krew i "techniczny umysł"
aspiranta Czerskiego.
Scenografię
książki, od strony fizycznej, stanowi korporacyjne monstrum, budynek jednej z
największych firm z dziedziny systemów komputerowych, firmy RCUS. To niezwykle
nowoczesna forteca, naszpikowana technologią, a każdą sekundę z jej życia
rejestrują wszechobecne kamery. Znamienne jest, że w świecie tak wyrafinowanej
technologii, nadal aktualne jest stare porzekadło, że najciemniej jest pod
latarnią. Tę właśnie maksymę w praktyce wykorzystuje morderca. Być może
właśnie dlatego, że najłatwiej jest kreować i kontrolować wirtualną
rzeczywistość, bo wierzymy bezkrytycznie w to, co widzimy na ekranie, czy też
zdjęciu. Tak już jest, że w świecie zdominowanym przez photoshopa i programy do
obróbki video, prawdą jest to, co potwierdzi ogół lub szersze audytorium, niż
to, że po głębszym zastanowieniu istnieją jeszcze inne rozwiązania. I sami
jesteśmy sobie winni...Żeby nie było monotematycznie, wraz z bohaterami
odwiedzimy też komendę policji, redakcję pewnej gazety, siedzibę
konkurencyjnej dla RCSU-u firmy i kilka innych miejsc.
Mimo że
"Sprint" to obszerne tomisko, akcja ani trochę nie zdaje się być
rozwleczona, dynamika zadowoli nawet najbardziej wymagającego czytelnika, a
wszystko okazuje się być na swoim miejscu, chronologicznie uporządkowane.
Jednym z wątków
wplecionych w akcję, jest nieco historii z życia Skalskiego i Walczaka...
Łagodnie rzecz ujmując, to obiecujące postacie, w których powstanie włożono
mnóstwo pracy i ciekawa jestem, czy staną się etatowymi bohaterami autorów
książki? Sądzę, że warto wykorzystać ich potencjał przynajmniej jeszcze raz. Nawiasem...
czy śmialiście się kiedyś czytając kryminał? Że niby nie wypada
powiecie... To spróbujcie się powstrzymać czytając fragmenty dotyczące
pewnych incydentów z udziałem tej dwójki policjantów.
Książka naszpikowana jest nie
tylko najnowszą technologią, ale i adekwatną terminologią. Autorzy nie boją się
nazywać rzeczy po imieniu, stosując zasadę, że wchodząc między wrony należy
krakać jak one. Nie zrażajcie się jednak, poprzez to wcale tekst nie
staje się zbyt ciężki i niezrozumiały. Wszystko co istotne wyłapiecie w lot, a
nowości potraktujcie jako... miejscowy folklor. Dla czytelników rządnych wiedzy
i ciekawych świata, książka ta może stać się źródłem nowomowy, bo jestem
przekonana, że parę terminów przyswoicie na dłuższy czas, wzbogacając swój
język codzienny.
Po lekturze mam
uporczywe uczucie, że chętnie wchłonęłabym jeszcze pewną wiedzę, tym
razem związaną bardziej z procesem twórczym, towarzyszącym powstawaniu tej
powieści. Jestem pełna podziwu wobec faktu, że mimo skomplikowanej fabuły,
książka wywołuje w naszym umyśle porządek podobny do tego panującego w
programie komputerowym, działającym zgodnie z wyrafinowanym algorytmem.
Chociaż niechętnie
to uczynię, bo bardziej cenię książki od filmów, to jednak dorzucę
jeszcze jedną myśl. Szczególnie ostatnie sceny, ze względu na swoistą zdolność
do wizualizacji, kojarzą się mocno ze scenariuszem dobrego filmu. Tak,
według mnie to zdecydowanie materiał na zajmujący film. A jak już przy filmie
jesteśmy, to ile razy zdarzyło Wam się, że po wciągającym seansie w kinie macie
ochotę pójść na ten sam film jeszcze raz? Prawda, że wtedy zauważa się
zdecydowanie więcej i jakoś dziwnie nie przeszkadza to, że znamy już finał?
Oświadczam, że mój egzemplarz odkładam na półkę z książkami, które na pewno
przeczytam jeszcze raz. Wystarczająca rekomendacja? W takim razie
"zalogujcie się" w ulubionej księgarni i koniecznie
"ściągnijcie" tę książkę na listę najbliższych pozycji do
przeczytania!
Za możliwość przeczytania powieści bardzo dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.
Książka została przeczytana w ramach wyzwań: 52 książki
Polecam,
Katja
Jak na razie nie mam ochoty na tego typu książki, ale może kiedyś :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
www.wspolczesnabiblioteka.blogspot.com
Chociaż nie jestem biegła w nowinkach technicznych z przyjemnością sięgnę po tą książkę. Może się czegoś nauczę 😂
OdpowiedzUsuńCiekawie recenzja taka "sprintem pisana" w najlepszym znaczeniu tego określenia.Czytam dużo ale nie spotkałam jeszcze książki ,która napisana by była przez trzech pisarzy.Owszem mamy w Polsce "duety pisarskie " ale trio....Na pewno przeczytam tylko muszę się "uporać" z wcześniejszymi Twoimi propozycjami.A poza tym wydaje mi się ,że "Sprint" to doskonała propozycja na prezent dla męża,chłopaka czy ...tu podpowiadam ... jako nagroda na zakończenie roku dla celujących uczniów.
OdpowiedzUsuńOj oj juz zacieram rece. Biegne poszukac jej w mojej ulubionej ksiegarni internetowej
OdpowiedzUsuń