niedziela, 24 sierpnia 2025

"Ballada o śniących kwiatach"- Joanna Szarańska- recenzja przedpremierowa

 Witajcie!

Czy kiedykolwiek zdarzyło się Wam kiedyś wsiąść do pociągu pełnego ludzi – nieznajomych, którzy w ciszy niosą swoje historie utkane z uczuć, wspomnień i tęsknot? Dziś właśnie takie wrażenie towarzyszyło mi podczas lektury powieści Joanny Szarańskiej „Ballada o śniących kwiatach”.
Premiera książki odbędzie się już 28 sierpnia 2025 roku – koniecznie zanotujcie tę datę w kalendarzu. To opowieść, której naprawdę warto wypatrywać!




"Kwiaty są jak słowa. Czasem pozwalają wyrazić to, czego nie mówimy na głos."


Zanim rozpocznę dzisiejsze przemyślenia chciałabym Waszą uwagę zwrócić na  miejsce, gdzie toczy się fabuła powieści. Już sam pomysł autorki, by osadzić historię w podróży pociągiem, chwyta za serce. Starszy mężczyzna opowiada swoją historię, a przypadkowi współpasażerowie stają się świadkami jego wspomnień – chwil radosnych i dramatycznych, obrazów z młodości, wspomnień z czasów wojny, doświadczeń pełnych tęsknoty, ale i nadziei. Każde słowo niesie w sobie ciężar przeżyć i blask uczuć, które nie gasną mimo upływu lat.

 




"Każdy musi przejść swoją ścieżkę życia, od początku do końca, a świat jest pełen pułapek."

To powieść o Adamie – chłopcu, młodzieńcu, a wreszcie dojrzałym mężczyźnie, który wiele doświadczył. I o Jadwini – kobiecie, której obraz pozostaje w sercu czytelnika na długo. Ich historia to nie tylko uczucie, ale i wybory – czasem trudne, pełne bólu, ale wynikające z troski o innych. Jadwinia nie jest postacią prostą – bywa, że jej decyzje wywołują w czytelniku bunt, a jednocześnie budzą podziw, bo wiąże się z nimi poświęcenie dla najbliższych. Jej oddanie siostrze Teresce to jeden z najbardziej poruszających wątków tej powieści – trudny i piękny zarazem.

 

Na kartach powieści pojawiają się również poboczni bohaterowie, którzy mają ogromny wpływ na życie Adama. Jedną z nich jest Janka – osoba, dzięki której Adam kształtuje się jako człowiek i bohater, jakim go poznajemy. To pokazuje, jak wiele znaczenia mają w naszym życiu ci, którzy czasem stoją w cieniu, a jednak stają się fundamentem naszej drogi.



 

„Ballada o śniących kwiatach” to książka o relacjach międzyludzkich, głębokich i skomplikowanych, pełnych napięcia, rozdarcia i trudnych wyborów. Pokazuje, jak skomplikowane bywają więzi rodzinne, jak łatwo się rani, jak trudno odbudować porozumienie, a jednocześnie jak wiele potrafi przetrwać miłość. W książce pojawia się także motyw alkoholizmu i cierpienia, które towarzyszą bohaterom w trudnych momentach, a wplecione są w opowieść w sposób prawdziwy i poruszający.

 



Ogromną siłą powieści są także miejsca – pełne życia, wspomnień i symboli. Od Bagnisk, przez Kraków, aż po przestrzenie, w których dojrzewają wspomnienia i rodzą się refleksje. Każde z nich zostało oddane z taką plastycznością, że czytelnik widzi je oczami bohaterów, słyszy ich dźwięki, czuje zapach ziemi, deszczu, kwiatów.

 


„Ballada o śniących kwiatach” to książka pięknie wydana – widać dbałość o każdy detal. Słychać w niej śpiew, czuć melodię życia, ale też przenikają ją smutek, żal, ból i cierpienie. To historia, która chwyta za serce i długo pozostaje w pamięci.

 

I wreszcie zakończenie historii… piękne, wzruszające, pełne emocji, które zostają w sercu czytelnika na długo. To finał, który przypomina, że miłość – prawdziwa i pełna poświęcenia – potrafi trwać ponad czasem, ponad losem, ponad wszystkimi trudnymi wyborami, które trzeba było podjąć.

 


„Ballada o śniących kwiatach” to  w moim odczuciu książka niezwykła, która mówi o poświęceniu, o miłości, o trudnych wyborach, kształtujących życie, o sile rodziny i przyjaźni. To powieść, która skłania do refleksji nad własnym życiem i pozostawia w sercu ślad, jak melodia dawnej ballady, którą słyszy się jeszcze długo po jej wybrzmieniu.



I na koniec, pozwólcie, że zacytuje jeden z dłuższych fragmentów powieści. Ale bardzo mi się spodobał...


"-Potrafi pani wyobrazić sobie czas?- zapytał nagle.

Agnieszka zmarszczyła brwi.

-Czas? Ma pan na myśli ...zegar? Kalendarz- zapytała niepewnie.

-Po prostu czas. Ja wyobrażam go sobie jako grę planszową z nieskończoną ilością pól układających się w kręte schody- wyjaśnił i wykonał palcem w powietrzu gest obrazujący zmianę biegu owych schodów.

-Nazywa się chyba wieże i drabiny.

Dziesięć lat i zakręt, kolejna dekada i kolejny zakręt, do góry, bez przerwy, aż do dziś...A na tym nie koniec, bo dopóki świat będzie istniał, z nami czy bez nas, czas będzie dorysowywał kolejne pola, dobudowywał kolejne piętra. Jesteśmy pionkami na tej planszy, Pani Agnieszko. To osobliwa gra, bo nie uczestniczymy w niej od początku, nie przemierzamy wszystkich stopni. Zostajemy rzuceni w wybrane dla nas okienko i maszerujemy do przodu, dopóki nie zostanie zadecydowane, że nasza rozgrywa dobiegła końca."

Za egzemplarz o pamięć dziękuję bliskim osobom.

 

Polecam!

Katja

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz