Dzisiaj przychodzę do Was z recenzją bardzo trudnej, głębokiej w swoim przekazie książki. Powieści opartej na faktach, które zdarzyły się naprawdę. Poznajcie Agnieszkę Lis i jej "Latawce". Zapraszam.
Z czym kojarzą Wam się latawce? Dla jednych wesołe, wielobarwne romby kojarzą się głownie z dzieciństwem i zabawami na świeżym powietrzu, dla innych latawce to czas spędzony głownie na sklejaniu, ozdabianiu, majsterkowaniu...
A z czym kojarzą Ci się "Latawce" Agnieszki Lis? Na to pytanie odpowiedz sobie drogi czytelniku po przeczytaniu lektury.
Kilka dni temu otwierając książkę i czytając jej pierwsze strony, nie pomyślałabym, że pisarka zafunduje mi aż taką niespodziankę. Dlaczego? Dlatego, że pierwszy raz w życiu przeczytałam książkę, która jest niezwykle oszczędna w słowa (pozornie..) bo zawiera krótkie, niedokończone dialogi między bohaterami i małą ilość stron. Nie ma tutaj rozdziałów, ani całych stron zapisanych tekstem. Już po pierwszych linijkach czułam lekką niepewność, czy aby na pewno wszystko w sposób właściwy będzie przeze mnie zrozumiane, czy się nie pogubię. Ale gdy przeczytałam ostatnią stronę "Latawców" śmiało mogę stwierdzić, że inaczej historii Grzegorza nie dało się opowiedzieć, bo wtedy nie była by tak realistyczna, tak prawdziwa i namacalna przez każdego z nas.
"Gdy ojciec odjechał, matka wzięła mnie za rękę. Szliśmy przez park, była jesień. Nie wiem, gdzie chciała dojść. Po prostu ciągnęła mnie za rękę, przeszliśmy przez most na strumieniu, dziką ścieżką zasypaną, kruchymi liśćmi. Wydawały suchy dźwięk, trzeszczały. Zahaczyłem wtedy o poręcz, na kurtce zostało rozdarcie, resztki zielonej farny i trochę rdzy. Cały czas płakałem. A potem.długo potem, miałem dość. Życia, ze wszystkimi jego dobrymi i złymi, wzlotami i upadkami. "*
Główny bohater, Grzegorz, jako czteroletni chłopiec zostaje opuszczony przez swojego ukochanego mistrza- Ojca. Zostaje z matką, która zapatrzona w swoje dziecko wierzy w każde słowo, czyn. Zaślepiona w swojej miłości, nie zauważa, że syn oddala się, popada w coraz większe problemy i przekracza kolejne granice. Czy te granice są do wybaczenia?
"Nic nie muszę, mamo. Już od dawna nic nie muszę. Niczego właściwie ode mnie nie chcesz. Mam tylko być grzeczny. Uczyć się i być grzeczny. Poza tym mogę być żaden, nijaki, przeźroczysty. Nic nie muszę, mamo."**
Od razu chciałabym podkreślić, że "Latawce" nie są zwyczajną, banalną opowieścią o konflikcie pokoleń, czy toksycznych relacjach. To nie lektura, obok, której można przejść obojętnie. Trzeba w niej odnaleźć siebie, zastanowić się jakie są nasze relacje z bliskimi, czy bliscy są dla nas ważni? Czy swoją miłością i bezgranicznym zaufaniem nie zabijamy siebie i nie umieszczamy pod kloszem osób, które są blisko nas? Czy nadopiekuńczość może zniszczyć?
Pozwólcie, że tutaj zacytuję fragment, który zrobił na mnie ogromne wrażenie, ale zostawię go bez mojego komentarza. Myślę, że każdy z nas powinien przez chwilkę się nad nim zatrzymać..
"Wstawałem każdego ranka i pierwsze, o czym myślałem, to było wszystko, co mi się nie udało, czego nie dokonałem, co zrobiłem złego. Wszystkie te małe dobre drobiazgi zawsze były przysłonięte, nie widziałem ich. Były przykryte przygnębieniem. W podstawówce wszyscy mnie lali i pluli na mnie, nie broniłem się, bo nikt nigdy nie nauczył mnie, jak to robić. Taką postawę przyjąłem na resztę życia Przyjmowałem każdy cios, nic nie robiąc, nie broniąc się. Przyzwyczaiłem się do wszystkich tych uderzeń- prawda jest taka, że niczego w życiu się nie nauczyłem."***
Ktoś mi kiedyś powiedział, że bardzo trudno napisać recenzję z
książki, której treść zawiera głęboki przekaz. I to prawda. Niewielka książeczka, zawierająca samą prawdę o której niełatwo się mówi, która nie zawsze jest wygodna i którą lepiej skryć niż pokazać. "Latawce" to
opowieść o tęsknocie za prawdziwą relacją ojciec-syn, o głębokim żalu i
skrywanym smutku, który prowadzi do rozpaczy, o miłości, która potrafi
"zagłaskać na śmierć".
"Latawce" to nieustanne poszukiwanie wolności, tej prawdziwej, jedynej. Wolności, która daje skrzydła, która pozwala żyć tak "naprawdę", pełną piersią, bez kłamstw, obłudy i złudzeń.
"Latanie wcale nie jest takie dobre. Może to i wolność, ale krótka. Lecisz. Rozkładasz ręce. Krzyczysz. Uczucie wolności, potargane przez przyciąganie. Potem spadasz. Uderzasz. Na koniec nie pamiętasz, bo nie chcesz."****
Sięgniesz po tą lekturę?? Ja przeczytałam i nie żałuję.
Spróbuj-warto.
Książka przeczytana w ramach wyzwań: 52 książki
*"Latawce", s. 6.
**"Latawce", z. 30
***"Latawce", s. 137
****"Latawce", s. 147
Lubię książki z przesłaniem, więc chętnie przeczytam.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam recenzję i ...mówiąc potocznym językiem, wbiła mnie w fotel". Do "Latawców" pani Agnieszki Lis przymierzałam się już od dłuższego czasu. Z całą pewnością muszę przyznać, iż gdybym wzięła te książkę w ręce i zobaczyła pomysł na rozmieszczenie tekstu, zapewne bym ją odłożyła i nigdy nie pomyślała, aby jednak podjąć próbę jej przeczytania. Słowa Katji w trakcie zaznajamianie się z jej tekstem pokonały tę moją wewnętrzną barierę. Podejrzewam, że bez tej recenzji, już po kilku stronach odłożyłabym "Latawce". Katja swoją obserwacją i wytłumaczeniem zamierzeń autorki przeprowadziła mnie przez miny(oczywiście moje). Przyznam, iż czytałam tę recenzję z coraz większymi wypiekami na twarzy i coraz mocniej bijącym sercem . Katja powoli wprowadziła mnie w sens tej lektury. Wstrząsnęła mną. Zapytam, jak wielkim przeżyciem i wstrząsem będzie dla mnie sięgniecie po tekst "Latawców", skoro sama recenzja wywołała we mnie tak wielkie emocje? Katja, dziękuję
OdpowiedzUsuń