Duszno… Parno… Gorąco… I tajemnica martwego ciała sprzed lat, która oblepia jak przepocona koszula.
Już te pierwsze słowa budują klimat, którego nie da się łatwo otrząsnąć. Nie ma tu miejsca na złudzenia – to nie jest lekka, przyjemna powieść kryminalna do poduszki. Robert Małecki wciąga nas w duszny świat pełen napięć, niewypowiedzianych żalów i tajemnic, które z czasem stają się ciężarem nie do zniesienia. Zamiast klasycznego morderstwa i schematycznego śledztwa, dostajemy opowieść o samotności, lęku i nieufności – ubranych w szaty rasowego thrillera.
Małecki w pełnej krasie. Okładka
rzeczonej książki wskazuje, że będziemy mieli do czynienia z dramatem
jednostki. Ową jednostką jest Rumor, czyli Andrzej Rumowski, właściciel dobrze
prosperującego warsztatu naprawy kamperów. Wraz z nim spotykamy na kartach
książki wiele ciekawych postaci. Poznajemy jego najlepszego przyjaciela (choć w
trakcie lektury należy zadać sobie pytanie: „Kim tak naprawdę jest najlepszy
przyjaciel?”), dociekliwą policjantkę i niegdysiejszego szefa lokalnej mafii.
Postacie drugoplanowe nie są tu
jedynie tłem – każda z nich ma swoją historię, motywacje i własne tajemnice. To
ludzie z krwi i kości, często niejednoznaczni moralnie, których decyzje
popychają akcję w nieoczekiwanym kierunku. Relacje między nimi są pełne
napięcia, wzajemnych pretensji, niedopowiedzeń i starych ran, które nigdy się
nie zagoiły.
„Najgłośniej krzyczy ten, kto ma
najwięcej na sumieniu” – to zdanie jak refren unosi się nad bohaterami tej
powieści. I nie sposób nie zauważyć, że ci, którzy najusilniej próbują odsunąć
od siebie podejrzenia, często okazują się najbardziej uwikłani.
Fabuła rozwija się w rytmie
policyjnego dochodzenia i co chwilę raczeni jesteśmy intrygującymi zwrotami
akcji. Gdy już niemal jesteśmy pewni przebiegu zdarzeń, jeden drobny szczegół,
opis sytuacji zmienia diametralnie naszą perspektywę. Książka trzyma w napięciu
do ostatnich stron, a my ciągle kibicujemy Rumorowi w jego walce o własne życie
i dobre imię zmarłej żony.
Narracja jest precyzyjna,
nieprzegadana, ale jednocześnie pełna sugestywnych obrazów – czytając, niemal
czujemy ciężkie, lepkie powietrze sierpniowego popołudnia, słyszymy skrzypienie
żwiru pod stopami i odgłos zamykanych drzwi warsztatu. Małecki potrafi budować
napięcie nie tylko poprzez dynamiczną akcję, ale także przez drobiazgi: krótkie
spojrzenie, niedopowiedziane zdanie, ciszę pomiędzy dialogami. To właśnie w
tych momentach książka najmocniej „chwyta za gardło”.
Dostałam tę książkę na kilka dni
przed podróżą, więc stwierdziłam, że akurat dwa dni mam zapewnioną
rozrywkę. Jakże się myliłam – lektura wciąga tak bardzo, że ponad pół woluminu
pochłonęłam czekając na lotnisku i podróżując samolotem. Musiałam mocno się
powstrzymywać, aby zostawić sobie choć trochę na powrót. A wierzcie mi – od
niej ciężko jest się oderwać.
To opowieść, która pozostaje w
głowie na długo po przeczytaniu ostatniej strony. Z jednej strony daje
satysfakcję z dobrze skrojonej zagadki, z drugiej – zostawia niedopowiedziane
pytania, które zmuszają do refleksji. Kim jesteśmy, kiedy wszystko wokół się
wali? Na co nas stać w imię prawdy? I czy prawda zawsze przynosi oczyszczenie?
„Najgłośniej krzyczy ten, kto ma
najwięcej na sumieniu.” W świecie Małeckiego to nie puste słowa, lecz
ostrzeżenie – bo w tej historii nie milkną echa dawnych decyzji.
Jeśli chcecie zakosztować gęstej
niczym powietrze przed sierpniową burzą atmosfery, to bez wahania sięgnijcie po
tę pozycję. Robert Małecki po raz kolejny udowadnia, że polski kryminał ma się
świetnie – i że potrafi nie tylko zaskoczyć, ale również poruszyć.
Polecam,
Katja
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz