„Nic nie dzieje się przypadkiem. Pan wyrokiem Bożym pozostawił wśród nas ocalonych. Bo to, co się tutaj stało, nie może pójść w zapomnienie. Niech te groby będą dla nas wszystkich wielką lekcją historii naszego narodu, dla młodego pokolenia, aby pamiętało, że naszym pragnieniem jest pragnienie Polski, która będzie żyła w pokoju, w ładzie moralnym i szacunku do każdego życia…”
Witajcie,
dzisiaj chciałabym podzielić się z Wami moją refleksją o książce, która nie
tylko mocno zapadła mi w pamięć, ale także wstrząsnęła mną dogłębnie. Nieczęsto
zdarza się trafić na powieść, która łączy literackie piękno z trudną, a wręcz
bolesną historią. Jednak „Ostatni z listy” autorstwa Anny Rybakiewicz to
właśnie taka książka. Być może słowa „poruszająca” czy „przejmująca” pojawiają
się często w recenzjach, ale uwierzcie mi – to jedna z tych historii, które
pozostawiają czytelnika z poczuciem, że nie można pozostać wobec niej
obojętnym.
Zanim jednak przejdę do opinii o książce, chciałabym wspomnieć kilka słów o Pisarce. Anna Rybakiewicz to nie tylko autorka cenionych powieści obyczajowych o tematyce wojennej, ale także radczyni prawna, żona i mama. „Ostatni z listy” to Jej siódma książka, a każda poprzednia zyskała ogromne uznanie czytelników, często stając się bestsellerem. Dlaczego tak się dzieje? Myślę, że każdy, kto sięgnie po jedną z jej powieści, sam odnajdzie odpowiedź na to pytanie.
Przechodząc jednak do najnowszego dzieła Pisarki – „Ostatniego z listy” – muszę zaznaczyć, że to opowieść oparta na prawdziwych wydarzeniach.
Tragedia, która rozegrała się w Lesie Jeziorkowskim 15 lipca 1943 roku, nie jest tak szeroko znana, jak na to zasługuje. Tego dnia niemieccy żandarmi zamordowali ponad pięćdziesięciu mieszkańców ziemi łomżyńskiej – wśród nich były dzieci, rodziny, ludzie z różnych środowisk. Dziesięć ofiar to dzieci poniżej dziesiątego roku życia. Ich nazwiska znalazły się na liście. Tylko nielicznym udało się uniknąć śmierci.
„Gdy
sobie to uświadomiłam, zobaczyłam imiona i nazwiska ułożone w porządku
alfabetycznym. Podświadomie skierowałam wzrok na jej koniec, a to, co tam
dostrzegłam, rozerwało mnie na strzępy. To jedno imię i nazwisko sprawiło, że
przestałam przejmować się własnym losem, a zaczęłam bać się o jego życie.”
Anna Rybakiewicz oddaje
hołd tym ofiarom, tworząc powieść opartą na wspomnieniach tych, którzy
przetrwali. „Ostatni z listy” to nie tylko literacka rekonstrukcja tragicznych
wydarzeń, ale też przejmujący zapis bólu, codziennych zmagań i życia w cieniu
wojny.
Akcja powieści toczy się
w Łomży, gdzie poznajemy Władysława, pracownika Banku Polskiego, i Anielę, jego
ukochaną. Ich historia zaczyna się od przypadkowego spotkania na dworcu, a
później – na skutek wojennych wydarzeń – ich losy splatają się na nowo. Równocześnie
autorka przedstawia losy innych bohaterów, takich jak Irena Hojak, organizatorka
tajnego nauczania, czy Tosia i Marian Smurzyńscy, których życie diametralnie
się zmienia, gdy Niemcy przejmują ich sklep. Marian zostaje zmuszony do pracy
na rzecz okupanta i staje przed dramatycznymi wyborami.
Rybakiewicz w
realistyczny sposób ukazuje, jak wojna wpłynęła na codzienność mieszkańców
Łomży – jak odbierała im poczucie bezpieczeństwa, domy, bliskich, a czasem i
nadzieję. W tle tej opowieści znajdziemy szczegółowe opisy życia w okupowanej
Polsce, od tajnego nauczania po trudności z zaopatrzeniem w żywność, które
nadają powieści niezwykłej autentyczności.
„Ale
te wszystkie buty… Te buty, które znaleźliśmy, one…[…] one są przerażające.
Przyprawiają mnie o dreszcze. I to za każdym razem. Patrząc na nie, nieustanie
zastanawiam się, do kogo należały. Z czyjej stopy spadły.”
W powieści znajdziemy
wielość perspektyw – historia opowiedziana jest oczami różnych bohaterów, co
pozwala czytelnikowi jeszcze głębiej zanurzyć się w emocjach, przeżyciach i
lękach postaci. Dzięki temu książka nie jest jedynie rekonstrukcją wydarzeń – staje
się pomnikiem dla tych, którzy zginęli.
„Ostatni z listy” to
również przypomnienie o konieczności pamiętania o przeszłości. Autorka zadaje
trudne pytania o ludzką pamięć, o to, jak radzimy sobie z historią, która boli,
ale której nie możemy zapomnieć. Na końcu książki znajdziemy posłowie Jerzego
Smurzyńskiego, ostatniego ocalałego z listy. To ważny dodatek, który nadaje
całej powieści jeszcze większej wiarygodności.
Czy warto sięgnąć po tę
książkę? Zdecydowanie tak. Choć opisana historia jest trudna, a emocje
momentami wręcz przytłaczające, takie opowieści są niezbędne. Przypominają, że
wojna to nie tylko wydarzenia na polach bitew, ale przede wszystkim tragedie
ludzi – rodzin, dzieci, sąsiadów, których życie zostało na zawsze naznaczone
przez zło tamtych czasów.
Na koniec chciałabym
zadać pytanie: czy „Ostatni z listy” jest książką dla każdego? Myślę, że tak.
To nie tylko poruszająca historia, ale także lekcja pamięci i szacunku do
życia, której nie da się zapomnieć. To opowieść o tych, którzy zginęli, byśmy
mogli żyć w wolnym świecie. Polecam ją każdemu, kto chce spojrzeć na historię
oczami ludzi, którzy ją przeżyli.
Recenzja powstała przy współpracy z Wydawnictwem Filia.
Polecam,
Katja
Każdą książkę napisaną przez Panią Rybakiewicz trzeba przeczytać mimo trudnych tematów jakie w nich porusza.
OdpowiedzUsuńJa uwielbiam powieści z historią w tle, więc chętnie przeczytam i tą. Nie straszne mi trudne i smutne tematy. Dobrze, że jest dużo takich powieści. Moja babunia była z tego pokolenia wojennego i zawsze dużo mi opowiadała o wojnie. Pradziadek został zabrany do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu i już nie wrócił. Byli tacy, co wrócili, ale nie byli już tacy sami jak przed wywózką do obozu. Niech ta historia i pamięć o bohaterach żyje w nas do końca.
OdpowiedzUsuńPozdrowionka z Krakowa