Wieczorową porą zapraszam Was na kolejną recenzję. Tym razem będzie to debiut. Kogo? Za moment wszystko będzie jasne. Zapraszam.
Zazwyczaj kiedy otrzymuję przesyłkę z książką, lub mam
książkę pożyczoną, oglądam ją wnikliwie i zwracam uwagę również na nazwisko pisarza.
Z osobą Pani Ewy Mai Maćkowiak nie miałam możliwości wcześniejszego spotkania, dlatego właśnie dziś chciałabym zaprezentować u mnie na blogu jej debiut, a
mianowicie książkę pt. „Na koniec świata”. Nie ukrywam, że tytuł książki mnie bardzo zaintrygował, zaciekawił. Mało
tego ogromne wrażenie zrobiła na mnie okładka. Te litery, ozdobniki i sama
ilustracja. Nie rozczarował mnie też sam środek książki. Nietuzinkowe
przedstawienie tytułów poszczególnych rozdziałów zachęcało do zatopienia się w
lekturze. I ja też tak uczyniłam….
Po otwarciu książki moją uwagę przykuł niespotykany cytat. Ileż w tych słowach prawdy. Czasem człowiek zrezygnowany niepowodzeniami odpuszcza, przestaje marzyć, zamyka się w swoim, niezbyt szczęśliwym świecie. Przeczytajcie te słowa i zastanówcie się chwilkę nad nimi...Czy nie są prawdziwe???
Wracając do lektury i recenzji.
Od razu przyznam się, że czytając i poznając perypetie
trzydziestoletniej Barbary intrygowało mnie, czy faktycznie istnieje
tajemnicza
miejscowość o ciekawej nazwie „Koniec Świata”. I jakież ogromne było
moje
zdziwienie kiedy okazało się, że owa miejscowość istnieje naprawdę i znajduje się w
województwie wielkopolskim, 2 kilometry od Głuszyny pod Ostrzeszowem. Może ktoś z Was odwiedzi ten tajemniczy
zakątek?
„Zostawię wszystko, to co udało uchronić od zapomnienia-pomyślała.
Dotykała tych rzeczy, chcąc wyczuć ich zastygłe życie Bo przecież wszystko,
nawet rzeczy, mają swoją opowieść.” *
Bohaterkę poznajemy w ważnym momencie jej życia. Dziewczyna
praktycznie z dnia na dzień podejmuje niezwykle istotną decyzję, pokazując
sobie i innym - zwłaszcza ciotce i niewiernemu narzeczonemu, że jest silną,
dobrze wiedzącą czego chce kobietą.
Pewnego dnia pod wpływem impulsu pakuje walizki do swojego garbusa i
wyjeżdża z dotychczasowego miejsca zamieszkania. Zostawia swoje dotychczasowe
życie po to aby dotrzeć do wymarzonego domu. I pewnie wszystko byłoby porządku gdyby nie to, że ów
dom, to chyląca się ku upadkowi stara chata. Ale czy w stare nie da się tchnąć
nowego życia? Jak poradzi sobie Barbara w nowym miejscu, czy da sobie
radę? Czy coś co dla jednego jest nic nie znaczącym rupieciem, może być dla
drugiej osoby prawdziwym skarbem? Jak przyjmą ją mieszkańcy Końca Świata? Kim
okaże się nieuchwytny Cheddar, czy zaprzyjaźni się z Ignacym i Panią Wiesią Rzepkową? Jeśli chcecie się dowiedzieć
czemu Barbarze został nadany przydomek Wiedźma koniecznie sięgnijcie po książkę
„Na koniec świata”.
Książkę czyta się dobrze. Jest w niej sporo humoru, który przewija się szczególnie w rozmowach dwóch przyjaciółek Barbary i Halinki, ale nie tylko w nich.
Pisarka bardzo mnie zdziwiła, gdyż w swojej powieści fantastycznie umieściła
bohaterów posługujących się gwarą, mam tu na myśli mieszkańców Końca Świata.
Początkowo nie wszystko właściwie odczytywałam i rozumiałam. Troszkę się czułam jakbym słyszała Kargula i Pawlaka z Samych Swoich. Ale wierzcie mi. Ta książka ma taki klimat
wiejski, gdzie czas płynie spokojnie, gdzie nikt się nie śpieszy. No może nie licząc
listonosza Remka...
Ze wspomnianą gwarą wiąże się pewien komizm sytuacyjny wywołany niewłaściwym zrozumieniem słów i zdań przez mieszkańców bohaterów powieści lub ich zbyt
dosłownym zrozumieniem.. Ewa Maja
Maćkowiak w swojej książce, co mnie bardzo zdziwiło, umiejętnie posługuje się
poezją śpiewaną. Myślę, że ona idealnie się wkomponowała w treść, podkreślając
sielski klimat książki. Ta atmosfera udziela się do tego stopnia, że chciałoby
się wejść do świata bohaterów i razem z nimi zaśpiewać. Pisarka zaprasza do
świata, w którym żyli kiedyś ludzie. Być może jeszcze można gdzieś spotkać nadszarpnięte rydwanem czasu
kuchnie z kredensem i wielkim radiem na gałki oraz klawisze, kolorowe makatki z napisem np.„każda żona tym się chlubi, że
gotuje, co mąż lubi”**, piękne białe ukrochmalone ozdobne serwety z
falbankami, urocze kubeczki w kropeczki powieszone na haczykach. Ewa Maćkowiak
zaprasza czytelnika do drewnianego stołu pokrytego ceratą by mógł poczęstować
się herbatą z ziół, które kiedyś były jedynym medykamentem na wszelakie choroby, również te nieuleczalne jak rak.
„I widzisz, ten sam
świat przyniósł mi zmiany. Może za późno, choć tak naprawdę to myślę, że zmiany
przychodzą do nas albo my wychodzimy im naprzeciw wtedy, kiedy jesteśmy na nie
gotowi. Nie wcześniej, nie później, tylko w tym momencie, kiedy trzeba.”***
Pisarka w swojej książce nie omija tematów jak najbardziej
aktualnych w dzisiejszym świecie takich jak wybaczenie, jak zrozumienie i
odrzucenie. Maćkowiak potrafi wzruszyć,
zaskoczyć. Nie boi się mówić o sprawach trudnych takich jak gwałt czy
porzucenie, wyrzuty sumienia czy zatajenie tajemnicy.Wielu z nas nosi w sobie
uczucia, do których ciężko się przyznać. Za pomocą bohaterów Maćkowiak podkreśla, że na wszystko musi przyjść czas, że
tylko spowiedź może przynieść uwolnienie i wybaczenie. Dlatego cieszmy
się i łapmy chwile spędzone na szczerej rozmowie z najbliższymi.
Na koniec chciałabym przytoczyć Wam pewną historię, która jest przesłaniem i podsumowaniem mojej recenzji.
„Wysłałam w świat dobrą myśl.
Poleciała, niesiona podmuchem letniego wiatru. Leciała, leciała. Coraz wyżej i
wyżej. Coraz dalej i dalej. Krążyła nad całym światem. Zmęczoną, osłabioną podróżą,
podchwyciła przepływająca chmurka. Dokąd i po co lecisz, nie patrząc na
zmęczenie? – zapytała z troską. Lecę do ludzi- odpowiedziała dobra myśl. Do
ludzi, a po co?- zdziwiła się chmurka. Tak, bo ludzie mnie potrzebują. Świat
ich potrzebuje. Och, ale jesteś piękna- powiedziała chmurka, zachwycona
dobrocią myśli. To ja będę tobie pomagać. Kiedy będziesz zmęczona, zanurzysz
się w mojej miękkości, a ja popłynę z tobą, dokądkolwiek zechcesz. Dziękuję.
Ale muszę cię ostrzec. Ostrzec? A przed czym?- zapytała zaskoczona chmurka.
Możesz mieć dużo pracy. Bo widzisz, kiedy przesyłamy dobre myśli i wysyłamy je
do ludzi, one do nich dolatują. Dodają otuchy, wiary, nadziei. Podnoszą na
duchu. Wywołują uśmiechy. A potem wracają. Przylatują do nas nasze myśli,
intencje. Tak, bo to, co wysyłamy, zawsze wraca. Dlatego ja rozsiewam światu
dobre myśli. Widzisz… nie trzeba mieć wiele. Wystarczy jedna, dobra myśl. Dobre
słowo- Dziękuję, że jesteś. ****
Więc ja bardzo Wam dziękuję za obecność na blogu i zapraszam na kolejną recenzję.
Książka przeczytana w ramach wyzwań: 52 książki
Przypisy:
* E.M.Maćkowiak” Na koniec świata”,Wydawnictwo Szara Godzina, Katowice, 2018, s. 18
**Tamże, s. 108
***Tamże, s. 91
****Tamże, s. 217
Polecam!
Katja
Książkowe wieczory u Katji,
OdpowiedzUsuńwłaśnie dla takich słów... warto pisać.
Dziękuję z serca i serdeczności zostawiam.
Ewa Maja Maćkowiak.
Bardzo dziękuję Pani Ewo za wizytę w moich progach. Dziękuję za wyjątkową powieść.Pozdrawiam i zapraszam częściej!!!
UsuńTakie słowa to miód na moje serce. Takiej recenzji się spodziewałam i nie zawiodłam się. Ja tak właśnie odebrałam wszystko to, co napisała Ewa Maćkowiak. Cudowny klimat, mój klimat. Bardzo dziękuję za każde napisane przez Panią słowo.
OdpowiedzUsuńDzień dobry Pani Małgorzato- dziękuję za wizytę na moim blogu. Bardzo się cieszę, że moja recenzja oddała klimat, który jest zawarty w książce Pani Maćkowiak. Wszystkiego dobrego!
UsuńŚwietna recenzja i zapewne świetna książka. Kupię napewno. Lubię bardzo takie klimaty. Z chęcią też poznam nowego polskiego pisarza
OdpowiedzUsuńTak, warto przeczytać książkę Pani Ewy Maćkowiak- poznać nowy, świeży punkt widzenia na życie nowych, młodych, polskich pisarzy.
Usuń