Witajcie,
dzisiaj przychodzę do Was z bardzo ważną książką. Publikacją, która w moim odczuciu powinna być w biblioteczce każdego z nas. Dlaczego? Dlatego, że poświęcona jest nam, a dokładnej...naszemu dobrostanowi. Brzmi ciekawie? Zostańcie ze mną.
Książka „Wszystkiego najlepszego! Jak dbać o własne
szczęście” Ewy Woydyłło trafiła do mnie niespodziewanie – w ramach współpracy z
Wydawnictwem Literackim, za co bardzo dziękuję. Jej nazwisko usłyszałam po raz
pierwszy zupełnie przypadkiem, podczas zwykłego spotkania z koleżanką przy
kawie. Spytała mnie, czy znam tę cenioną psycholożkę i terapeutkę, osobę
niezwykle pozytywną, która ma dar realnego wpływania na ludzi. Odpowiedziałam
szczerze, że nie. Nie dlatego, że jej rady wydawały mi się zbędne, ale zwyczajnie
dlatego, że nie było mi z nią wcześniej po drodze.
Dopiero sięgając po „Wszystkiego najlepszego!”
poczułam, że dostałam coś naprawdę wyjątkowego. Książkę, która nie tylko daje
wiedzę, ale też porządkuje myśli i pozwala spojrzeć inaczej – na siebie, na
przeszłość, na relacje z innymi. To jedna z tych lektur, które nie kończą się
wraz z zamknięciem okładki, lecz zostają w człowieku i powoli pracują.
Ewa Woydyłło w swojej najnowszej publikacji mierzy się
z tematem uniwersalnym – szczęściem. Już na pierwszych stronach widać, że nie
mamy do czynienia z prostym poradnikiem pełnym gotowych recept. Autorka
zaprasza raczej do refleksji i uważności wobec siebie. Pisze mądrze, ale
przystępnie, a przy tym z lekkością, dzięki której lektura nie przytłacza,
tylko prowadzi krok po kroku.
Najciekawsze jest to, że zaczyna od pokazania, co nas
od szczęścia odcina. Wymienia zachowania i mechanizmy, które wielu z nas nosi w
sobie od dziecka: tłumienie emocji, wstyd przed ich okazywaniem, tendencję do
narzekania czy pielęgnowanie uraz. To wszystko sprawia, że sami podcinamy sobie
skrzydła. Dopiero gdy uświadomimy sobie te blokady, możemy zacząć świadomą
pracę nad zmianą.
W kolejnych rozdziałach autorka dotyka tematów bardzo
bliskich codzienności: obrażalstwa, krytykowania, sekretów w relacjach,
poczucia krzywdy, uzależnień i współuzależnień. Zastanawia się, jak sport i
ruch wpływają na naszą psychikę, dlaczego czasem tak łatwo użalać się nad sobą
i w jaki sposób takie zachowania odbijają się na naszych bliskich. Niby są to
sprawy oczywiste, ale dopiero w momencie kryzysu urastają do rangi ogromnych
problemów – i wtedy okazuje się, jak ważne są podstawy, o których na co dzień
zapominamy.
Woydyłło przypomina, że szczęście to nie przypadek,
lecz proces. Trzeba je pielęgnować jak ogród – troszczyć się o ciało i ducha,
dbać o relacje, cieszyć się drobiazgami, a także uczyć się sztuki odpuszczania.
Akceptacja tego, czego nie możemy zmienić, bywa równie ważna jak upór w walce o
to, co dla nas istotne.
Na zakończenie autorka serwuje czytelnikowi „Receptę
na szczęście”. Nie jest to jednak gotowa lista do odhaczenia – raczej
podsumowanie i ukoronowanie wcześniejszych rozważań. Dlatego nie warto zaczynać
od końca; ta „wisienka na torcie” smakuje najlepiej dopiero po przebyciu całej
drogi.
„Wszystkiego najlepszego!” to książka, która nie
sprzedaje złudzeń, że szczęście można kupić w pakiecie. Uświadamia raczej, że
nosimy je w sobie – i tylko od nas zależy, czy nauczymy się je dostrzegać i
pielęgnować. Dla mnie ta lektura okazała się czymś więcej niż książką – była
pretekstem do zatrzymania się, spojrzenia wstecz i uważniejszego patrzenia na
„tu i teraz”.
Dziękuję Wydawnictwu Literackiemu za otrzymany egzemplarz do recenzji.
Bardzo polecam!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz