Witajcie,
Dzisiaj przychodzę do Was
z refleksjami, które zawarłam w recenzji książki Karoliny Wilczyńskiej pt.” Smak
dojrzałych jabłek”. Egzemplarz
powieści otrzymałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Literackiego, za co
serdecznie dziękuję.
„Samotność.
Niewypowiedziana, wsączająca się w każdy zakamarek domu.[…] Pustka nie miała
już smaku odpoczynku, tylko zapowiedzi końca.”
Smak dojrzałych jabłek”
Karoliny Wilczyńskiej to powieść, która porusza w nas te struny, o których na
co dzień wolimy milczeć. Struny ukrytej samotności, niezaspokojonych pragnień i
potrzeby czułości, która – choć oczywista – bywa w wielu związkach najtrudniej
dostępna.
Na kartach tej książki
poznajemy Lidię – kobietę piękną, spełnioną i w teorii szczęśliwą. Jej życie
wygląda dokładnie tak, jak powinno: ma stabilną pracę, dom z ogrodem, męża
lekarza i córkę, która realizuje swoje marzenia za granicą. A jednak, im
głębiej wchodzimy w jej codzienność, tym wyraźniej widzimy pęknięcia. Każdy jej
dzień wygląda podobnie: kawa, śniadanie, kilka słów z Maciejem – słów, które są
wyuczone jak rola w teatrze- codziennie takie same…bez uczucia. Dom, który miał
być bezpiecznym azylem, zamienia się w chłodne muzeum, gdzie zamiast życia
panuje pustka i cisza. Ta codzienna powtarzalność staje się dla niej
więzieniem, a samotność – najwierniejszym towarzyszem.
„Miała
dość. Dość samotnych kolacji. Dość czekania. Dość rozczarowań i milczenia. Dość
bycia tą, która zawsze rozumie, czeka podtrzymuje nastrój.”
Z drugiej strony pojawia
się Witold. Młody mężczyzna, mąż i ojciec, otoczony przez rodzinny chaos: płacz
dzieci, krzyki, nieustanny pośpiech i tak zwana logistyka codzienności.
Powinien być szczęśliwy – przecież ma rodzinę, która w oczach innych jest
powodem do dumy. Jednak jego serce mówi coś innego: czuje zmęczenie,
przytłoczenie i dziwną obcość we własnym domu. Aby znaleźć chwilę spokoju,
odwiedza starszą ciocię Bogumiłę. Ta mądra, ciepła kobieta staje się dla niego
powierniczką, kimś, kto potrafi wysłuchać bez oceniania. I właśnie w jej domu
spotyka Lidię.
Relacja Lidii i Witolda
rodzi się nie z romansu, nie z płomiennego uczucia, ale ze zwykłej rozmowy. Z
autentycznego spotkania dwojga ludzi, którzy – choć tak różni – noszą w sobie
podobną pustkę. Ich dialogi są jak powiew świeżego powietrza: szczere, proste,
pełne refleksji. To nie flirt, ale poszukiwanie sensu i zrozumienia, które tak
trudno odnaleźć w codziennych rolach – męża, żony, matki, ojca.
Karolina Wilczyńska
dotyka tu bardzo ważnego tematu – samotności w relacjach. Samotność w
małżeństwie czy w rodzinie boli jeszcze bardziej niż samotność w pojedynkę. Bo
przecież jesteśmy razem – a jednak każdy żyje osobno. Lidia tęskni za
bliskością, której nie dostaje od męża. Witold ucieka od rodzinnego hałasu, bo
zamiast radości czuje zmęczenie. Każde z nich na swój sposób doświadcza, że
życie, które miało smakować jak najsłodszy owoc, coraz częściej przypomina
gorzkie pestki.
Ogromnym atutem książki
jest postać Bogumiły. To starsza kobieta, która nie tylko dźwiga bagaż własnych
doświadczeń, ale przede wszystkim potrafi je przekazywać innym. Jej obecność w
powieści jest jak kompas – to ona nadaje kierunek, przypomina, że relacje
wymagają rozmowy, cierpliwości i odwagi, by nazwać swoje pragnienia. Jej rola
jest nieoceniona: staje się pomostem między młodymi bohaterami, ale także
lustrem, w którym czytelnik może dostrzec siebie.
Karolina Wilczyńska nie
kreuje bohaterów idealnych. Nie ma tu bajkowych postaci ani przesłodzonych
historii. Są zwyczajni ludzie, którzy mogliby być naszymi sąsiadami,
przyjaciółmi, a nawet nami samymi. Właśnie ta zwyczajność sprawia, że książka
uderza tak mocno. Bo czyż każdy z nas nie zna uczucia niezrozumienia? Czy nie
tęsknimy za prostą bliskością – wspólną rozmową, spacerem, spojrzeniem pełnym
ciepła? Autorka pokazuje, że to, co najważniejsze, wcale nie wymaga wielkich
gestów, ale uwagi i obecności.
„Smak dojrzałych jabłek”
to powieść, która skłania do refleksji nad własnym życiem. Każe zapytać: czy
naprawdę rozmawiam z moim partnerem, czy tylko wymieniam informacje? Czy
potrafię usłyszeć drugiego człowieka, czy jestem zbyt skupiony na sobie? Czy w naszym
domu jest jeszcze miejsce na śmiech, spontaniczność, czułość – czy zostały
tylko rytuały i obowiązki?
To nie jest książka o
romansie, choć spotkanie Lidii i Witolda mogłoby sugerować inną drogę. To
książka o potrzebie drugiego człowieka. O tym, że czasem rozmowa z kimś obcym
bywa bardziej szczera niż z najbliższym. O tym, że tęsknota za bliskością jest
uniwersalna i naturalna. Wilczyńska mówi wprost: nie jesteśmy sami w tym
doświadczeniu.
„Smak dojrzałych jabłek”
to powieść, którą się nie tylko czyta, ale przeżywa. To książka, która boli, bo
dotyka tematów, o których zwykle milczymy – ale jednocześnie koi, bo pokazuje,
że nasza samotność nie jest wyjątkowa ani wstydliwa. To historia o nadziei, że
nawet jeśli życie smakuje gorzko, zawsze można odnaleźć w nim słodycz – tak jak
w dojrzałym jabłku, które pod twardą skórką kryje miękki i soczysty miąższ.
Karolina Wilczyńska
napisała swoją najbardziej dojrzałą i przenikliwą powieść. „Smak dojrzałych
jabłek” nie tylko wzrusza – on uczy, przypomina i zmusza do zatrzymania się. To
książka, którą warto przeczytać razem – z partnerem, mężem, żoną. Bo może być początkiem
ważnej rozmowy. A rozmowa to zawsze pierwszy krok ku zmianie.
Polecam!!
Katja
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz