Witajcie!
Dziś pragnę skierować Waszą uwagę na wyjątkową powieść, która niedawno ujrzała światło dzienne. Mowa o najnowszym dziele Anny Stryjewskiej, zatytułowanym „Ballada dla Adeli”. Kilka dni temu książka miała swoją oficjalną premierę, a ja z ogromną przyjemnością chciałabym przybliżyć Wam tę poruszającą historię.
To
opowieść, która już od pierwszych stron wciąga czytelnika w świat emocji,
refleksji i ludzkich losów. Autorka, znana z wrażliwości i umiejętności snucia
opowieści pełnych głębi, po raz kolejny udowadnia, że potrafi dotknąć serc
swoich czytelników. „Ballada dla Adeli” to nie tylko książka – to przeżycie,
które zostaje w pamięci na długo po przeczytaniu ostatniej strony.
Za egzemplarz recenzencki bardzo dziękuję Autorce oraz Wydawnictwu Skarpa Warszawska.
Czy
można zagrać muzykę duszy na instrumencie, który nie ma strun?
To
pytanie długo nie opuści czytelnika po lekturze tej przejmującej, głęboko
ludzkiej opowieści. Anna Stryjewska, z niezwykłą delikatnością i empatią,
prowadzi nas przez historię człowieka, który ocalał – ale wcale nie przestał
umierać. To nie jest książka, którą się po prostu czyta. To książka, którą się
czuje — każdą komórką ciała, każdym najcichszym drżeniem serca.
Jest
kwiecień 1947 roku, Bełdów – niewielka, zwyczajna wieś gdzieś w powojennej
Polsce. Ale w tej prostocie kryje się cały dramat odradzającego się kraju,
rozdartego między nadzieją a cieniem przeszłości, który zbyt łatwo nie znika.
Po mszy rezurekcyjnej pojawia się on – tajemniczy mężczyzna, który trzyma
skrzypce. Skrzypce pozbawione strun.
Nie
mówi wiele. Nie potrafi. W jego oczach jest pustka, której nie da się opisać.
Ale w jego dłoniach, w jego geście, w sposobie, w jaki trzyma instrument – jest
wszystko. Stracone życie. Krzyk, którego nikt nie usłyszał. I muzyka, która nie
potrzebuje dźwięków, by złamać serce.
"Gdzie jesteś, Boże drogi? W podartych pasiakach, już bez butów."
To
właśnie on — Emil, a może Maksymilian — staje się zagadką i cichym wołaniem o
pomoc. I właśnie to wołanie słyszy Alicja, młoda nauczycielka, sama poraniona
przez los, ale wciąż zdolna do empatii. Alicja nie przechodzi obojętnie. Jej
serce – choć zmęczone – reaguje. Bo czasem, żeby uratować kogoś innego, trzeba
najpierw posłuchać własnego bólu. I dać mu się poprowadzić.
Historia,
którą Alicja powoli odkrywa, jest jak łuszczenie się rany, z której wciąż sączy
się cierpienie. Emil był w obozie. Przeżył to, czego nie powinien przeżyć nikt.
I choć jego ciało ocalało, jego dusza została w tamtym miejscu. A pamięć –
najokrutniejsza ze zdradliwych kochanek – odmawia powrotu. Zostaje tylko
przeczucie. Cień melodii. I ballada, którą Emil napisał – dla kobiety, którą
kochał, a której twarzy już nie potrafi sobie przypomnieć.
To
jest właśnie siła tej powieści. To, że miłość okazuje się silniejsza od
śmierci. Silniejsza od amnezji. Silniejsza od najgłębszej ciemności. Emil nie
pamięta, ale jego serce – pamięta wszystko.
"Łzy płynęły mu po policzkach, próbując zatrzeć w pamięci ten ostatni obraz dzieci trzymających w rączkach ulubione zabawki lub ściskające ufnie dłoń swojego rodzica. A potem, kiedy otwierał oczy, wydawało mu się, że widzi ich dusze, które płyną nad dachami baraków niczym białe obłogi, jedne za drugim pomykają ku przestworzom już wolni i szczęśliwi."
Historia
Emila — a może właśnie Maksymiliana — szokuje i zostaje z czytelnikiem na
długo. Zagnieżdża się w sercu, osiada w głowie, wybrzmiewa w duszy. Tak jak Ballada
dla Adeli, którą napisał nie umysłem, lecz sercem – dla kobiety, której imienia
nie zna, ale której obecność w nim nigdy nie zgasła. To właśnie ten wątek, tak
subtelnie i przejmująco poprowadzony, jest jednym z najmocniejszych punktów
całej powieści. Pokazuje, że nawet jeśli zawodzi pamięć, to uczucia – jeśli są
prawdziwe – pozostają nietknięte.
Na
szczególne wyróżnienie zasługuje motyw muzyki i sztuki, który przewija się
przez powieść niczym cichy akompaniament wewnętrznych dramatów. Skrzypce bez
strun stają się nie tylko symbolem utraconego głosu, ale też dramatycznej walki
o jego odzyskanie. To instrument, który nie wydaje dźwięku – a mimo to mówi.
Krzyczy. Kołysze. Przypomina. Muzyka staje się tutaj językiem bólu, miłości,
pustki i nadziei. Tym, co pozwala przetrwać i co pozwala być człowiekiem, nawet
kiedy odebrano wszystko inne.
Stryjewska
nie buduje tej opowieści na wielkich gestach, głośnych deklaracjach czy
dramatycznych zwrotach akcji. Wręcz przeciwnie – to właśnie cisza,
niedopowiedzenia, spojrzenia i gesty tworzą tutaj najbardziej poruszające
momenty. Autorka ze szczególnym wyczuciem pokazuje życie w powojennej Polsce:- Polsce Ludowej, szarej, biednej, kontrolowanej przez nową władzę, która potrafiła odebrać
nadzieję równie skutecznie, jak wcześniejsza wojna odbierała życie.
„Ballada
dla Adeli” to również głęboko poruszająca historia Alicji – nauczycielki,
kobiety silnej duchem, choć niepozbawionej ludzkich słabości. Jej siła nie ma
nic wspólnego z bezdusznością – przeciwnie, Alicja nosi w sobie ogromną
empatię, determinację i wewnętrzny sprzeciw wobec biernego poddania się losowi.
Na
jej ramionach spoczywa nie tylko odpowiedzialność za Emila, ale też ciężar
rodzinnych dramatów, samotności i własnych, bolesnych pragnień. W imię miłości
do ojca, pragnąc poznać prawdę o jego losie – czy przeżył, czy trafił do obozu,
czy jeszcze żyje – decyduje się na dramatyczny krok. Porzuca Jerzego, swoją
wielką miłość, i oddaje się w ręce człowieka, który nie tylko okazuje się
wrogiem, ale także ją wykorzystuje.
Czy
to była cena, którą warto było zapłacić za prawdę? Czy kierowała nią odwaga,
desperacja, czy może ślepa nadzieja? Tego być może nigdy nie dowiemy się w
pełni. Jednak jedno jest pewne – Alicja to postać, której historia porusza do
głębi i na długo zostaje w pamięci. Jej wybory, choć bolesne i niejednoznaczne,
są świadectwem siły kobiety, która nie godzi się na życie w kłamstwie i
milczeniu.
„Ballada dla Adeli” to powieść, która nie ma w sobie nic z taniego sentymentalizmu. To opowieść prawdziwa. Boląca. Ale też niosąca światło. To historia o stracie, o poszukiwaniu siebie w świecie, który zapomniał, jak współczuć. O tym, jak wojna rozrywa człowieka na strzępy – i o tym, jak mimo wszystko można próbować posklejać się na nowo.
To książka, która stawia pytanie: czy można zagrać
muzykę duszy na skrzypcach bez strun? — i choć nie daje jednej odpowiedzi,
prowadzi nas ścieżką, na której każde serce zaczyna bić w rytm tej
nieusłyszanej melodii.
Po
jej przeczytaniu trudno nie płakać. Trudno też nie czuć wdzięczności – za to,
że ktoś opowiedział tę historię. Za to, że przypomniał nam, iż największe bitwy
toczą się w milczeniu. I że czasem wystarczy jeden człowiek – jedno spojrzenie,
jeden akt czułości – by uratować czyjąś duszę.
Jeśli
wciąż wierzycie, że literatura może leczyć, otwierać rany i je opatrywać —
przeczytajcie tę książkę.
Zagra
w was coś, czego nie da się już uciszyć.
Bardzo polecam,
Katja
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz