Witajcie,
Dosłownie za parę dni, bo już 5 września 2018 roku będzie
miała miejsce premiera książki Natalii Sońskiej pt. Listy (nie)
miłosne. Kiedy tylko otrzymałam książkę od Wydawnictwa Czwarta Strona od
razu zachwyciła mnie okładka. Pomyślałam, że to będzie wyjątkowa lektura, która
wniesie wiele przemyśleń oraz spowoduje, że trudno będzie się od niej oderwać.
Czy tak było?
„Pozwól mi pokonywać przeszkody, które staną mi na drodze, nie chroń
mnie przed tym, co nieuchronne.”*
Z twórczością Natalii Sońskiej spotkałam się po raz
pierwszy. Nigdy wcześniej nie miałam okazji zapoznać się z jej piórem, stylem
pisania, dlatego bardzo byłam ciekawa „Listów”.
Myślę, że aby dokładnie zapoznać się z recenzją książki
należy wspomnieć, że pisarka to młoda kobieta, dla której każdy nowy dzień
niesie sporo wydarzeń, odkryć. Jak sama twierdzi, życie to pasmo wzlotów i
upadków. I pomimo, że sama nie raz buja w obłokach i marzy o niebieskich
migdałach, to jednak twardo stąpa po ziemi mierząc się z kolejnymi
niespodziankami, które niesie dzień.
Sądzę, że jednym z ważniejszych atutów książki jest
umiejętność autorki do przelania na papier części własnej osobowości. W moim
odczuciu niezwykle mocno urealnia to fabułę książki. To jaką osobą jest pisarka
bardzo mocno czuć w jej książkach i to jest szczególnie cenne.
Sięgając po lekturę nie wiedziałam tak naprawdę czego mogę
się spodziewać. Bo jeśli chodzi o listy, to przede wszystkim kojarzą
mi się one z próbą utrwalenia na papierze najbardziej ulotnego i
delikatnego uczucia jakim jest miłość. A tu, jak tytuł podpowiada, o miłości ta
książka nie będzie. Myślę, że jest to zabieg przemyślany, przemycony przez
autorkę sprytny wybieg i nie do końca mogę się zgodzić, że w powieści nie ma
miłości. Bo jest… Ale po kolei..
„Ktoś ma wobec ciebie
chyba jeszcze konkretne plany, albo chce, żebyś zaczęła żyć na nowo. Takie
rzeczy nie dzieją się bez przyczyny. Dostałaś ogromną szansę”**
Miłość ma niejedno oblicze. Może być radosna z łaskoczącymi
motylami w brzuchu, ale może być też zraniona, której obliczem jest żal,
smutek, rozgoryczenie i całe stado pytań bez odpowiedzi. Uczucie jakie by nie
było, zawsze pozostawia w człowieku
ślad. Ślad, który potrzebuje czasu aby
się zabliźnić, ale nigdy całkowicie nie zniknie... Wybaczcie, ale zbyt
wiele napisać nie mogę, aby Wam nie odkrywać wszystkich tajemnic. Jak w
znakomitej większości powieści, również w tej napotykamy bohaterów
przeżywających różnorakie perypetie. Natalia Sońska przedstawia nam zatem Zosię, której serce wystawione na próbę
czasu bardzo tęskni. Zosia to młoda dziewczyna, studentka, którą bardzo mocno
doświadcza życie. Miłość, zdrada i choroba…. Czy wydarzenia z przeszłości będą
miały decydujący wpływ na przyszłość bohaterki? Kim jest tajemniczy Igor i
dlaczego Zosia komunikuje się z nim tak archaicznym komunikatorem, jakim
dzisiaj są listy?
Jeśli ktoś z Was pomyśli sobie, że „Listy (nie)
miłosne" to tylko słodki romansik będzie w ogromnym błędzie. Owszem
znajdziecie tam troszkę również o miłości. Ale miłość pozbawiona
najważniejszego szybko umiera, o czym doskonale wie Natalia Sońska. Dlatego też
na łamach książki uważnie przygląda się też przyjaźni bohaterki… Pisarka
nie boi się trudnych tematów i zręcznie kieruje losami Zosi, by ta przekonała
się na własnej skórze, czym jest tak naprawdę prawdziwa przyjaźń. Jak
myślicie- czy przyjaciółka ma prawo zataić sekret, co jest cenniejsze, smutna
prawda, czy słodkie kłamstwo? Jaki jest fundament prawdziwej przyjaźni, co ją
cementuje i czy ma to coś wspólnego z prawdziwą lojalnością wobec
przyjaciela?
„Kiedy się o
coś dba, czas nie ma prawa tego zniszczyć. Trzeba tylko osób, które bardzo tego
chcą, które pragną utrzymania niezmiennie pewnego stanu, które będą dbać, by
nic się nie zmieniło. Potrzeba osób, którym po prostu bardzo zależy, dla
których pewne rzeczy mają ogromne znaczenie. To daje poczucie spokoju i
pewności.”***
Książka aż kipi od skumulowanych w niej uczuć. Tych
fundamentalnych jak miłość i przyjaźń, ale i tych równie ważnych czyli zrozumienie, przysłowiowa pomocna dłoń,
koleżeństwo, niestety też kłamstwo, zatajanie prawdy... Jest też król
królów, czyli „miłość mimo wszystko”. Brzmi tajemniczo? Celowo posłużyłam się
tymi słowami, bowiem bardzo podobała mi się postawa Stasia, który nie boi
się mówić o swoim uczuciu. Ów młody mężczyzna poświęca się dla Zosi, by w
chwilach dla niej trudnych być przy niej. Czy Zosia będzie w stanie
odwdzięczyć się za dobroć, czy doceni gest, czy prawdziwie kiedyś pokocha ?
Kilka
słów podsumowania.
Książkę
czytało mi się dobrze, choć na początku irytowały mnie listy bohaterki do
Igora. Dopiero później zrozumiałam, że one jednak miały swoje kluczowe
miejsce…Trudnością dla mnie były koligacje łączące bohaterów książki. Czasem
musiałam wrócić stronę do tyłu, aby dokładnie zrozumieć „kto z kim” i „dlaczego”, ale później nie
miałam z tym problemu, aby w pełni zagłębić się w treść książki. Tak jak wspomniałam
jeśli myślicie, że będzie to romansik,
to się mylicie. Według mnie jest to książka obyczajowa o różnych obliczach
miłości- tej prawdziwej, miłości po stracie ukochanej osoby w wyniku śmierci,
miłości rodzicielskiej, ale też miłości nastoletniej, która rządzi się swoimi
prawami, nie do końca przez nas akceptowalnymi. Nie brak też miłości
siostrzanej. Natalia Sońska pisze tak jak czuje, tak jak widzi. I naprawdę umie
to robić. Czytając jej powieść miałam wrażenie, że jestem w świecie bohaterów,
że przyglądam się im poczynaniom, że znam ich głęboko schowane myśli.
Dlatego uważam że „Listy(nie) miłosne” są warte aby się z nimi
bliżej zapoznać, poświęcić im swój czas. Nie zrażajcie się być może dla
niektórych zbyt słodką okładką, nie zniechęcajcie się ilością bohaterów.
Wczytajcie się w lekturę i wyciągnijcie z niej to, co dla Was najważniejsze. Ja
już to zrobiłam, a Wy….?:)
Za możliwość przeczytania powieści dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona.
Książka przeczytana w ramach wyzwań : 52 książki
Przypisy:
*N.
Sońska: Listy(nie)miłosne, Czwarta Strona, Poznań, 2018, s. 11
**Tamże,
s. 75
***Tamże, s. 113
Polecam!
Katja
Zaintrygowalas mnie Katju. Zapewne sięgnę po tą pozycję . Chciałabym pogratulować ci świetnych zdjęć . A zakładka...... Mhh Boska
OdpowiedzUsuńMam tę książkę. I czuję, że się nie zawiodę.
OdpowiedzUsuńChciałabym, żeby ta książka wzbogaciła moją biblioteczkę. Jestem zakochana w jej okładce. 😊
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i zapraszam w moje skromne blogowe progi. 😊
Niedługo i ja zabieram się za tę książkę. Okładka jest prześliczna, mam nadzieję, że nie zawiodę się treścią. :)
OdpowiedzUsuńNie mogę się oprzeć na widok tej książki myśli, że jest to zwykła historyjka o miłości i nie tylko Ty temu zaprzeczasz! Już w kilku miejscach widziałam podobną opinię do Twojej. Naprawdę mam ochotę na ten tytuł, choć jeśli mam być szczera - ten róż mnie troszkę, ociupinkę wizualnie odstrasza! :D
OdpowiedzUsuń„Pozwól mi pokonywać przeszkody, które staną mi na drodze, nie chroń mnie przed tym, co nieuchronne.”*Katju, tym cytatem "kupiłaś? dla mnie tę książkę. Przyznam szczerze, iż ta cukierkowata okładka, wręcz mnie odstraszała. Nie sam pomysł , ale ten szalony różowy kolor brrr.... Twoje zdjęcia również ją "kupiły". Jeżeli, tylko będę miała możliwość,sięgnę po nią. Dziękuję
OdpowiedzUsuń