Strony

niedziela, 18 listopada 2018

"Skaza"- Robert Małecki



Witajcie wieczorową porą. 

Dziś chciałabym Was zapytać o to, co tak naprawdę wiecie o policji? Tak, wiem. Ciężko nie popaść w tym temacie w stereotypy. Ale zapewniam Was, że policjanci nie zajmują się tylko wypisywaniem mandatów, oraz drobnymi wykroczeniami. Jest też drugie oblicze tej ciężkiej pracy, a to co jest w niej najważniejsze nie jest wystawione na ocenę publiczną. To ciężka praca umysłowa, oparta na dedukcji, intuicji, bazująca na wiedzy i wieloletnim doświadczeniu. Tematem przewodnim dzisiejszej recenzji będzie stwierdzenie, że policjant też człowiek, a ja drodzy czytelnicy, postaram się to udowodnić. Na tapecie dzisiaj u mnie książka pt. "Skaza", której autorem jest uznany i już doceniony przez miłośników sensacji Pan Robert Małecki.



Najpierw troszkę o miejscu akcji. Jest precyzyjnie osadzona w konkretnej lokalizacji. Chełmża to miasto zlokalizowane w województwie kujawsko-pomorskim i jak się okazuje, pod względem przestępczości, nie odbiega od większości miast w Polsce. Duży szacunek dla autora za skrupulatne trzymanie się planu miasta, rozbudowane opisy topografii, otaczającej przyrody, aktualnie panującej aury. 

Autor niby mimochodem, w trakcie akcji, przedstawia w powieści również szeroki przekrój chełmżyńskiego społeczeństwa. To cisi, drugoplanowi bohaterowie, którzy choć na pozór nieistotni, niewidoczni jak pojedyncze piksele na ekranie telewizora, to jednak w całości tworzą całkiem spójny obraz tubylców.


Akcja kryminału zaczyna się od bez obcesowego obnażenia trudnych faktów z życia głównego bohatera. Komisarz Bernard Gross to policjant którego los nie rozpieszcza, a  jedno wydarzenie szczególnie ciąży i nie pozwala cieszyć się życiem. Komisarz żyje w przekonaniu, że podczas napadu na jego dom zastrzelił niewinną kobietę. Być może ten fakt przekłada się bezpośrednio na ogromne poczucie winy, oraz dług wobec społeczeństwa, który stara się spłacić angażując się mocno w swoją pracę. Licho nie śpi i  wciąż podsuwa nowe wyzwania. Tym razem komisarz musi zmierzyć się z na pozór transparentną zagadką, związaną ze znalezieniem zwłok bezdomnego, oraz chłopaka pod którym załamał się lód na jeziorze. Czy te sprawy faktycznie nie mają ze sobą nic wspólnego i to tylko straszny zbieg okoliczności?

Zaangażowanie się w śledztwo komisarza, przez większą część książki kłóci się z oczekiwaniami przełożonych. Gross zderza się też ze ścianą milczenia, zbudowaną przez społeczność małego miasta. Najbardziej zainteresowana wynikami pani prokurator Bilska, również zdaje się nie wyrażać  entuzjazmu przeciągającymi się ustaleniami i skutecznie naciska na zakończenie dochodzenia. Jednak determinacja z jaką bohater dąży do wyjaśnienia zagadki godna jest prawdziwego rasowego psa gończego. Rozwiązanie na pozór prostej sprawy, okazuje się wymagać niezwykłego zaangażowania, wielotorowej analizy, a rozwiązanie choć zbliżające się ku końcowi, zdaje się ciągle ewoluować i w finale okazuje się nie takie oczywiste.

Opis śledztwa w wykonaniu autora książki, to nie medialne szoł, a jego przebieg  to zapewne nie jakaś szczególna wirtuozeria "pod publiczkę", lecz żmudny i skrupulatny tok myślenia. To na pewno nie scenariusz na spektakularny film, ale zdecydowanie genialny pomysł na wciągającą fabułę książki.

Niezwykle ciekawy dla mnie jest sposób napisania książki. Mamy zatem akcję, która rozgrywa się tu i teraz, niemalże na naszych oczach na przestrzeni kilkunastu dni, oraz umiejętnie wplecioną cykliczną retrospekcję-chronologiczny ciąg zdarzeń, dzięki któremu autor konsekwentnie ujawnia pierwotne przyczyny tego  co się wydarzyło ,oraz skutecznie podsyca naszą ciekawość.

Napisałam, być może przewrotnie, że policjant też człowiek... Każdy z nas potrzebuje w życiu równowagi, odskoczni, takiej bezpiecznej enklawy maksymalnie odmiennej od zła tego świata. A  już szczególnie policjant, który codziennie utwierdza się, w i tak już głębokiej świadomości co do istnienia bardzo złych ludzi, czyhających na cudze szczęście. Autor pokazując swojego bohatera, utwierdza nas w tym, że to nie maszyna, która bez emocji wykonuje swoją pracę, ale też człowiek który potrzebuje wrócić na łono rodziny aby odpocząć. A co jeśli tej rodziny nie ma? Albo dosadniej, jest ale w "permanentnym zawieszeniu"? Zawodowe dylematy bowiem, to nie jedyny problem komisarza Grossa. Boryka się on jeszcze z konsekwencjami  tragicznego wydarzenia z przeszłości, w wyniku którego ukochana żona  niemalże od 10 lat pozostaje w śpiączce. Również syn komisarza to emocjonalna łamigłówka, której rozwiązanie jak dotąd, pozostaje tylko w sferze marzeń ojca. Zatem bohater Roberta Małeckiego to nie kolejny porucznik Borewicz, lub inny, oderwany od rzeczywistości James Bond... to człowiek z krwi i kości, ze wszystkimi tego słowa konsekwencjami. Dlatego  tak dobrze tę książkę się czyta...


Czy zatem uda mu się wyjaśnić tajemniczą zagadkę śmierci, a nad to uporządkować własne życie? Jeśli chcecie poznać odpowiedz na to pytanie, jak i inne, np.  kim jest dla komisarza tajemnicza pani z biblioteki, sięgnijcie koniecznie po książkę Roberta Małeckiego "Skaza".

Książkę otrzymałam dzięki uprzejmości Czwarta Strona.

Książka została przeczytana w ramach wyzwań: 52 książki

Polecam!!!

Katja

2 komentarze:

  1. Myślę, że na tę książkę również przyjdzie odpowiedni czas. 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Ostatnio mam niefart do polskich kryminałow. Tego autora jednak jeszcze nie czytałam i być może to był błąd. Recenzja bardzo mnie zachęciła. Dziękuję Katju za ten typ😊

    OdpowiedzUsuń