Strony

środa, 24 lipca 2024

"Szczęśliwy Pech"- Iwona Banach

 Witajcie,

Lato to czas wypoczynku, błogiego lenistwa, a dla niektórych również pora, kiedy można sięgnąć po lekturę, na którą najczęściej brakuje czasu w trakcie pracy. Dziś chciałabym Wam zaproponować książkę, która wprawi Was w doskonały nastrój. To „Szczęśliwy pech” – powieść napisana przez Iwonę Banach, wydana przez Wydawnictwo Dragon, któremu bardzo dziękuję za przysłanie egzemplarza do recenzji.



Kiedy Rafał Markowski zobaczył na progu swojego domu młodą dziewczynę, Reginaldę Kozłowską, nie przypuszczał, że jego dotychczas spokojne życie zmieni się w koszmar. Umowa zawarta przez Reginaldę z jego byłą żoną, dotycząca wynajmu pokoju i jednego posiłku dziennie, była wiążąca, więc musiał zgodzić się na pobyt dziewczyny w swoim domu w Dębigórze.


"Regi była zwyczajną, nawet sympatyczną dziewczyną, ale to, co działo się wokół niej, to był koszmar. Jak magnes przyciągała kłopoty, z których wychodziła prawie bez szwanku, za to otaczający ją ludzie nie mieli już takiego szczęścia".



Regi przybyła na wieś, aby odpocząć i napisać powieść, która przyniesie jej sławę i dopływ gotówki. Niestety, twórcza wena ją opuściła. Kiedy do domu Rafała przybywa kolejny wczasowicz, Carlos Antoni, który swoją polszczyzną powoduje szereg nieporozumień, scysji, kłótni oraz oskarżeń o morderstwo, zaczynają się dziać nieprzewidziane rzeczy. Okazuje się, że ponoć w domu znajduje się skarb, schowany przez dziadka Rafała. W poszukiwaniu owego bogactwa dom prawie zostaje zdemolowany. A na to wszystko wkracza była żona Rafała. Jednym słowem, dzieje się.


„Szczęśliwy pech” to przezabawna komedia kryminalna, pełna najrozmaitszych, absurdalnych sytuacji, które sprawiają, że czytelnik świetnie się bawi. To wpływa dobrze na samopoczucie, dodaje energii i pomaga rozładować stres.


Bohaterowie powieści, zwłaszcza Regi, są bardzo kreatywni, a mowa Antonia w języku polskim jest niesamowicie nieprzewidywalna. Bo czy komuś z Was, słysząc pytanie Rafała do Antonia „Co jadasz na śniadanie?” i odpowiedź „bebechy, najchętniej trupka”, przyszłoby na myśl, że chodzi o wątróbkę?


To świetna powieść, której niestety nie da się czytać w miejscach publicznych, np. w pociągu, bo raz po raz wybucha się śmiechem. W tej lekturze krew nie leje się strumieniami, aczkolwiek są kościotrupy. Brawura, inteligencja wykreowanych przez autorkę postaci i przezabawne zdarzenia sprawiają, że książkę czyta się jednym tchem.



Wyostrzone poczucie humoru bohaterów powieści pozwala oderwać się od trudnej, choćby rozświetlonej promieniami wakacyjnego słońca, rzeczywistości, zdystansować się od życiowych problemów i po prostu dobrze się bawić. Szczerze polecam!

2 komentarze: