Dzień dobry!
Dzisiaj przychodzę do
Wasz z recenzją powieści, którą niedawno
skończyłam czytać, i która wywarła na mnie ogromne wrażenie. „Resztka ciepła”
Ilony Ciepał-Jaranowskiej należy właśnie do tych grupy tych publikacji, które
nie pytają o pozwolenie – po prostu wchodzą w nasze życie i zostają, w naszych
głowach, sercach, przemyśleniach. To jedna z tych lektur, po których trudno
wrócić do codzienności. To w końcu historia, która zaprasza do wsłuchania się w
siebie, bo każda strona fabuły niesie ze sobą ładunek emocjonalny, który nie
znika po odłożeniu powieści na półkę. Zapraszam do zapoznania się z moimi
odczuciami.
Za egzemplarz recenzencki bardzo dziękuję Wydawnictwu Na szczęście.
To historia, która
przepływa przez serce jak długie westchnienie – pełne tęsknoty, zawiedzionych
oczekiwań, ale też nieśmiałej, uporczywej nadziei. I choć na kartach powieści
pojawia się imię Agata, to z każdą kolejną stroną czytelnik zaczyna rozumieć, że
bohaterka jest czymś większym niż tylko postacią literacką. Jest odbiciem wielu
kobiet. Tych, które wierzyły, że miłość uleczy drobne pęknięcia w małżeństwie.
Tych, które myślały, że macierzyństwo stanie się światłem na trudne dni. Tych,
które grały przed dziećmi radość, by ochronić je przed prawdą. Tych, które
zostały córkami bez ramienia rodzica wtedy, gdy najbardziej go potrzebowały. A
przede wszystkim tych, które nauczyły się milczeć, bo wydawało im się, że
cierpienie w ciszy jest obowiązkiem, a nie tragedią wymagającą zmiany.
.jpg)